Marszrutki są (poza stopem oczywiście) najtańszą formą podróżowania po Gruzji. Jazdami nimi to przygoda. Tak, to jest chyba dobre słowo na opisanie tego, co można przeżyć w środku zdezelowanych busów.
Marszrutki się rozciągają
W busie jest tylko pozornie kilkanaście miejsc. Kiedy pojazd zaczyna się zapełniać, kierowca odkrywa przed pasażerami nowe, rozkładane siedziska (są o wiele mniej wygodne niż fotele). Miejsc stojących jest bardzo dużo, a kończą się dopiero wtedy, kiedy nawet na czyjeś stopie nie można postawić swojej.
Jeśli chodzi o bagaż raczej nie ma limitów. Kierowca zabierze panią z wielkimi miskami, pana z dziecięcym rowerkiem, mężczyznę, który ma torby pełne majtek na handel i podróżników z wielkimi plecakami. Co ciekawe nikt nie wsadzi swojego pakunku do bagażnika, bo w marszrutce go nie ma.
Kierowca otwiera tylne drzwi i układa bagaże jeden na drugim tuż za nimi. Kiedy to miejsce jest zapełnione, wkłada plecaki i torby pod tylne siedzenia. A gdy już nawet tam jest pełno, układa bagaże pod albo między dalszymi siedzeniami. Kierowca dostaje też "przesyłki" dla restauratorów lub osób mieszkających na danej trasie - świeże kurczaki, bocheny chleba, jajka . Takie pakunki kładzie tuż obok skrzyni biegów.
To nie koniec możliwości. Jeśli marszrutka już pęka w szwach, kierowca kładzie plecaki na bagażniku dachowym. Kiedy widzi przerażenie w oczach właścicieli plecaków (zwykle turystów, na Gruzinach nie robi to większego wrażenia) uśmiecha się i nonszalancko przerzuca przez nie jakiś pas.
Będziemy, jak dojedziemy
Kierowca marszrutki stara się jak może, żeby możliwie szybko dotrzeć do celu. Wyprzedza na drugiego, trzeciego, czwartego. Nie przebiera w słowach, gdy ktoś zajedzie mu drogę. A ograniczenia jakie ma bus, nie stanowią dla niego żadnych przeszkód. Wydaje mi się, że dla Gruzina każdy pojazd może być rajdowy.
Przy tym całym pośpiechu kierowcy nie brakuje życzliwości. Zatrzymuje się wszędzie tam, gdzie widzi pasażerów. Rzadko kiedy są to oficjalne przystanki. Ktoś stoi sobie przy drodze, a kierowca (z nieznanych mi powodów) wie, że ta osoba na niego czeka. Raz kierowca zboczył z trasy i zajechał do małej wioski, żeby podwieźć bliżej domu dwie staruszki.
Ważne, że jedzie do przodu
Nie sprawdzałam nigdzie tego przypuszczenia, ale wydaje mi się, że marszrutki nie przechodzą kontroli pojazdów. Kierowca zakłada na siebie pas, ale nie ma go do czego wpiąć. Nie przeszkadza mu też brak któregoś lusterka. Umie za to umilić pasażerom czas pogawędką albo rosyjskimi hitami disco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz