poniedziałek, 26 grudnia 2016

Portugalskie jedzenie

Gdybym była w Portugalii tydzień dłużej, jestem pewna, że wróciłabym szersza niż wyższa. Uwielbiam tamtejsze jedzenie! Sądzę, że z każdym kęsem można pełniej smakować ten kraj. A jest przepyszny!
Zaczęłam ponad dwa lata temu, kiedy pierwszy raz znalazłam się na północy Portugalii (w Arcos de Valdevez). To była miłość od pierwszego gryza, a przypadł on na podłużne przekąski. Kiedy przegryzłam chrupiącą skórkę, dotarłam do rozpływającej się w ustach ryby. Teraz wiem, że były to kotleciki z dorsza (pastéis de bacalhau), od tamtej kolacji każdego wieczora się nimi zajadałam.

Restauracje w Matosinhos

W listopadzie niedługo po wylądowaniu w Porto postanowiliśmy pojechać do oddalonej części miasta na kolację. Nasz wybór padł na restaurację Palato, w położonym nad oceanem Matosinhos (można tam dojechać metrem). Przeczytałam o niej na blogu Duże Podróże i jak się okazało - nie tylko ja, bo ze względu na licznie przychodzących tam Polaków właściciel zadbał o przetłumaczenie menu na polski. Niestety nie mam zdjęć jedzenia, które tam zamówiłam, dlatego musicie pojechać i zobaczyć je na własne oczy, a przede wszystkim spróbować! Zupy rybnej, którą tam jadłam chyba nie da się opisać żadnymi przymiotnikami, dlatego spróbuję pełnymi zdaniami. Miała miękkie, wręcz kremowe kawałki ryb, idealnie ugotowane krewetki i małże. Wszystkie składniki były świeżutkie, bliskość oceanu zobowiązuje. Dopełnieniem tej przyjemności dla kubków smakowych był gęsty, aromatyczny płyn, w którym były zanurzone. Następnie na naszym stole znalazły się grillowane rybki. Mimo że niemiłosiernie padało i wiało, przed restauracją stał pan, który je grillował. Były tak świeże jak te z zupy, w smaku także poezja.

W Matosinhos jest dużo restauracji, więc postanowiliśmy tam wrócić naszego ostatniego dnia w Porto. Wylądowaliśmy w Olhinhos do Polvo, gdzie polecam się wybrać, jeśli chcecie spróbować ośmiornicę - to specjalność tego miejsca. Prowadzi je uroczy pan, który na widok obcokrajowców dzwoni po swoją córkę (jako tako rozumie po angielsku). Lubi też robić niewinne żarciki swoim gościom.

Kulinarne rozkosze czekają Was również w centrum Porto. Koniecznie musicie spróbować słynną francesinhę - tosta z kilkoma rodzajami mięsa w środku, przykrytego serem i polanego sosem (w niektórych wersja w serze wycięte jest kółko, po to by było widać "posadzone" na górnej kromce jajko, czasem na kanapce jest krewetka).



Najlepsze jedzenie w Lizbonie

Przedostatnie danie pochodzi z jednej z małych restauracyjek na targu TimeOut w Lizbonie, o którym niedawno pisałam. Można tam dostać pyszne przekąski, zupy, dania główne, wina czy desery. Moje serce zdobyły oczywiście krewetki z płatkami migdałów w nieco pikantnym sosie. 


 Nie tylko portugalskie smaki mnie urzekły. Pewnego zimnego wieczoru trafiliśmy do nepalskiej restauracji (widziałam ich kilka w Lizbonie), gdzie jadłam gęstą, pachnącą, sycącą i rozgrzewającą kormę z jagnięciną.


Portugalskie słodycze

W deserach też można przebierać. W cukierniach jest pełno słodkich wypieków. Najsłynniejsze są pastéis de nata - ciasteczka wypełnione rozpływającym się w ustach kremem z dodatkiem cynamonu. Pierwszego dnia w Porto próbowałam je w słynnej (bo istniejącej od 1933 roku) Cafe Guarany, ale nie były nadzwyczajne. Lepiej kupić je w jakiejś małej cukierni albo w sieciówce A Padaria Portuguesa, która ma dobre wypieki.


Słodycze próbowałam tylko w bardzo symbolicznych ilościach (ze względu na dietę zdrowotną nie mogę ich jeść), za to w każdej restauracji w pełni delektowałam się winami.

Portugalskie wina

Porto, ze względu na swój słodki smak, idealnie spełnia rolę deseru. Chyba najlepsze piłam w Rabelos -restauracji znajdującej się w Vila Nova de Gaia. To osobne miasto, do którego dostaniecie się przechodząc przez most Luisa I. W Rabelos próbowałam młodego Porto (bodajże dwuletniego) miało oczywiście słodki, nieco ciężki i mocno korzenny smak. Do tego wzięliśmy deskę portugalskich serów, których - czasem bardzo wyrazisty - smak dobrze kontrastował z winem.

Na równi z samymi potrawami podoba mi się portugalska kultura jedzenia. Jest ono celebracją. Niewielkie pastel de nata kelner podaje na talerzyku wraz z łyżeczką i cynamonem do doprawienia. Ale jeszcze bardziej niż sposób serwowania za każdym razem urzeka mnie, jak Portugalczycy przychodzą do restauracji na obiad całymi rodzinami lub z grupami znajomych. Piją wino, rozmawiają, celebrują chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz