poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rok 2016 w podróży

Pod względem podróżniczym był to u mnie rok wielkich zachwytów. Pola lawy, niesamowite wodospady, lodowiec, gorące źródła. Ale oprócz widoków doznałam wielu pozytywnych wrażeń smakowych, dzięki delikatnym kawałkom homara, chrupiącym krewetkom, najpyszniejszej na Dolnym Śląsku kawie z jeżynową pianką i korzennym winie Porto. Tak samo jak w 2015 roku, regularnie podróżowałam na trasie Wrocław-Kraków i chodziłam po górach. W sumie przebyłam prawie 29 tysięcy kilometrów. Zobaczcie, gdzie byłam.

Styczeń

Nie odeszłam od kilkuletniej tradycji i Nowy Rok przywitałam z moimi ukochanymi górskimi znajomymi, oczywiście w górach, w najdłuższej wsi w Polsce - Zawoi.



Luty

Połowa miesiąca upłynęła mi pod znakiem nauki do trudnych egzaminów. Ale jak już je zaliczyłam, śmigałam na nartach biegowych w Jakuszycach. Od zeszłego roku nie zmieniło się to, że nadal nie umiem hamować. Dlatego chcąc się zatrzymać, musiałam (dość często) upadać, co skończyło się siniakami tu i ówdzie.


Wodospad Kamieńczyk.
Marzec

W marcu dominowały podróże do Krakowa, podczas których pisałam pracę magisterską. Jednak w połowie miesiąca udało mi się trochę pochodzić po ośnieżonych szlakach Gór Izerskich.


Kwiecień

Wreszcie zdobyłam krakowskie kopce - Kościuszki i Krakusa. Wstyd się przyznać, pierwszy raz wchodziłam pod górę na obcasach. Kolejny miesiąc nie obyłoby się oczywiście bez wyjazdu w góry - tym razem Masyw Śnieżnika. 

Wiosna na Kopcu Kraka.

 Widok z Kopca Kościuszki.



Maj 

Długi weekend spędziłam w Pradze. Nie była to moja pierwsza wizyta w stolicy Czech, ale lubię do niej wracać, ze względu na atmosferę. Uwielbiam długie spacery nad Wełtawą, ulice Malej Strany, a nawet Strahov, który wydał się nieco straszny (to pewnie przez zrujnowany stadion) M. i naszemu słoweńskiemu koledze. Ten ostatni zaprowadził nas na wzgórze z olbrzymim metronomem, z którego roztacza się przepiękny widok. Byliśmy też razem na... pierwszomajowym paleniu czarownic. Na szczęście w wielkim ognisku, które rozpalono na specjalnym festynie, palono tylko kukły. A przebrania czarownic miały na sobie małe dziewczynki. W czasach pogańskich ogniska palono, żeby ustrzec się przed wiedźmami, demonami i złymi duchami.
 Widok ze Strahova.



Czerwiec

Do początku tego miesiąca nie wiedziałam, jak uroczym miejscem jest Srebrna Góra. Momentalnie skradła mi serce! Wioska położona na wzgórzu, strome uliczki, kolorowe domy. Tak mi się spodobała, że dwa miesiące później pojechałam tam jeszcze raz!


Kolejne zachwyty w ten sam czerwcowy weekend przeżywałam w Nowej Rudzie. Rynek składa się z kilku stopni, a po środku stoi ratusz, którego architektura przypomina nieco styl podhalański.



W Nowej Rudzie przeżyłam też prawdziwą ucztę kawową! W niepozornej kawiarni Biała Lokomotywa można dostać prawdziwe cuda! Moim faworytem jest kawa z jeżynową pianką, podawana w lampce. Ale pyszne są również shoty kawowe, na przykład z masłem żołędziowym.


Lipiec

Lipiec był spektakularny! Najpierw obroniłam pracę magisterską, a później spełniłam swoje wieloletnie marzenie - poleciałam na Islandię. Obszerną relację z tej wyprawy możecie przeczytać, między innymi tutaj, tutaj i tutaj. Mogę do tego wszystkiego dodać, że było jeszcze piękniej i lepiej, niż to sobie wyobrażałam. Każdemu polecam podróż autostopem dookoła Islandii!


Do Reykjaviku leciałam z Gdańska, więc miałam też okazję przespacerować się po jednym z moich ulubionych polskich miast.

 Rzygacz przy ul. Mariackiej.


Przeszklony sufit poczty przy ul. Długiej.

Sierpień

Lipcowe podróże musiałam odpracować, więc w kolejnym miesiącu mało wyjeżdżałam. Jedynie w długi weekend byłam w Tarnowie. Niestety kawiarnia znajdująca się w poniższym tramwaju była wtedy zamknięta.


Wrzesień

W drugiej połowie miesiąca żegnałam lato w górach - na szlakach Gór Kamiennych.


Październik

Lubię jesień, ale tą słoneczną, z kolorowymi liśćmi na drzewach. W tamtym roku cieszyłam się tą porą w Srebrnej Górze i Górach Sowich.



Listopad

Latem mogę spać pod namiotem - nie przeszkadza mi niewygoda, lubię gotować obiad na palniku, a wieczorami długo grzać się przy ognisku. Jesienią i zimą staję się bardziej wygodna z prostej przyczyny - nie lubię marznąć. Dlatego wolę włóczyć się od schroniska do schroniska, a najchętniej od jednej studenckiej chatki do następnej. Zwykle są drewniane, z piecami opalanymi drewnem, ze sporymi izbami, w których można pograć z przypadkowymi ludźmi w planszówki, pośpiewać górskie piosenki albo wypić grzane wino. W listopadzie zawędrowaliśmy z M. do Chaty Pod Potrójną w Beskidzie Małym i Chatki Adamy w Beskidzie Makowskim. Obie z całego serca polecam!

Niespodzianka na szlaku.



Chatka Adamy.

W Adamach poznaliśmy Krzyśka ze Śląska, który zaproponował, że podwiezie nas do Katowic. A kiedy po drodze dowiedział się, że od dawna chciałam zobaczyć byłe robotnicze osiedle Nikiszowiec, zaoferował, że będzie naszym przewodnikiem. Magiczne miejsce!



Na jesienną pluchę odkryliśmy z M. sposób już rok temu - wyjazdy do cieplejszych krajów. W 2015 roku byliśmy w Barcelonie, w 2016 - w Porto i Lizbonie. Choć w tym drugim przypadku było chłodniej i często padało, mogliśmy mimo wszystko zobaczyć więcej słońca, niż występuje o tej samej porze w Polsce.

 Plaża w Porto.

                                                                       Słoneczna Lizbona.

Grudzień

Koniec roku był, tak samo jak początek, górski. Wędrowałam po Górach Stołowych, a w ostatni dzień roku wraz ze znajomymi wybraliśmy się na dłuższy spacer Doliną Bobru.
 Dolina Bobru.

 Bóbr.

Plany podróżnicze na 2017 rok? Jak zwykle nie mam, lubię niespodzianki. A życie potrafi mnie bardzo pozytywnie zaskakiwać. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz