wtorek, 17 stycznia 2017

Kopenhaga: Cytadela w kształcie gwiazdy i tanie jedzenie

Christiania pochłonęła znaczną część naszego pierwszego dnia w Kopenhadze. Jednak zostało nam kilka godzin, kiedy jest jasno na to, by pojechać rowerami do centrum (w poprzednim poście tłumaczyłam, dlaczego jest to najlepsza forma transportu w stolicy Danii). Jechaliśmy na wyczucie, nie patrząc zbyt często na mapę. Dzięki temu zobaczyliśmy urocze kolorowe domy, mini targ uliczny i most w kształcie statku (Cirkelbroen).




 Kopenhaga. Amalienborg i Nyhavn

Wreszcie trafiliśmy na dziedziniec oficjalnej rezydencji duńskiej rodziny królewskiej - Amalienborg. Znajduje się na nim pomnik konny Fryderyka V, a w tle widać barokowo-eklektyczny kościół Fryderyka (Frederiks Kirke albo Marmorkirken). Niestety nie mogliśmy wejść do środka, bo akurat odbywał się tam ślub. Za to cierpliwie czekaliśmy na wyjście państwa młodych, ponieważ byłam bardzo ciekawa ich ubioru. Para (już nie taka) młoda była odziana raczej standardowo, za to wielu gości zamiast elegancji wybrało wygodę - sportowe buty, swetry czy codzienne tuniki z leginsami. 


Jadąc dalej, naszą uwagę przykuły czerwone budynki. Okazało się, że są częścią całego kompleksu Cytadeli (Kastellet) - jednej z najlepiej zachowanych fortec w kształcie gwiazdy w północnej Europie. Teraz znajdujące się na jej terenie zabudowania przeznaczone są do celów wojskowych. A okoliczne wzgórza są świetnym terenem do spacerów. Jest na nich ulokowany sporych rozmiarów, wiatrak i armaty. 




Na terenie Cytadeli znajduje się też kościół. 

Nieopodal Kastellet jest inna świątynia - anglikański kościół św. Albana. Niestety był zamknięty, więc mogliśmy go podziwiać tylko z zewnątrz. 


Z powrotem wsiedliśmy na rowery i jechaliśmy szeroką promenadą wzdłuż kanału...


... aż dotarliśmy do serca kopenhaskiego portu, tego znanego z pocztówek z kolorowymi domkami. Ciężko jest się tam poruszać, ze względu na tłumy ludzi. Ida - nasza gospodyni z Couchsurfingu - odradzała nam też obiad w tamtym miejscu, z powodu bardzo wysokich cen.


 Kopenhaga. Tanie jedzenie uliczne

Zjedliśmy z Idą swój popołudniowy posiłek w Papirøen - hali, w której znajdują się małe stoiska (pojedyncze są stylizowane na ciężarówki z ulicznym jedzeniem) z daniami z różnych stron świata. To jedno z niewielu miejsc (według naszej duńskiej koleżanki), oferujących w miarę tanie (jak na kopenhaskie standardy) jedzenie. Za kalmary zapłaciłam 50 zł, mięso i frytki (obiad wybrany przez M.) kosztowały ponad 70 zł. Wokół panowała fajna, luźna atmosfera, a z głośników leciała dobra muzyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz