sobota, 1 września 2012

fast fast

Dość długo mnie tu nie było. Ale to dlatego, że czasem trudno się zatrzymać w swoim pędzie. Moim sposobem na to są podróże. Wtedy przenoszę się w inny świat, odlatuję, a wszystko co absorbuje mnie na co dzień na chwilę znika, a ja mogę porządnie odpocząć i wszystko sobie poukładać. Nawet zauważyłam, że sprawy się bardziej komplikują jak nie wyjeżdżam. Między dwiema sesjami jakoś nie było sprzyjających warunków do tego i już było coś nie tak. W maju tylko Budapeszt czyli szybkie podładowanie akumulatorów. A z końcem czerwca już (prawie) cała na przód. Dlatego teraz chcę o tym wszystkim napisać, zanim nazbiera się masa wspomnień i zdjęć nie do ogarnięcia;) No to let's start it! Na początek, wspomniany już, Budapeszt. Jak dla mnie magiczne miasto o wielu twarzach. Ideał ze względu na to, że miałabym tam możliwość mieszkania i wielkim mieście i na wyżynach (położona na wzgórzach Buda). Kolejnym plusem jest to, że wciąż czuć tam dzikość. Stolica Węgier nie ma potrzeby się z nikim ścigać, dorównywać zachodnioeuropejskim wzorcom. Co prawda można znaleźć ulice z bogatymi sklepami, ale więcej jest tych lokalnych, a ludzie ubierają się po swojemu. Największy plus, piękno (tu można by napisać szereg innych określeń) to niezliczona ilość wyjątkowych dziewiętnasto i dwudziestowiecznych kamienic. Są niezwykłymi perełkami architektury, jednak z braku pieniędzy na ich renowację, popadają w ruinę. Niektórych z powodu odpadnięcia większej części elewacji, nie będzie można już raczej odtworzyć. I to jest w tym mieście najsmutniejsze. Jeśli chodzi o szczegóły wyjazdu- wyszedł bardzo spontanicznie, bo któregoś dnia zobaczyłam bilety lotnicze do Budapesztu za 30gr. Niestety nie udało mi się już na nie załapać w ryanairze, ale za to wizzair miał tylko troszkę droższe bo za 4zł i taką cenę zapłaciłam w jedną stronę. Potem tylko znalazłam kogoś na couchsurfingu, do którego przekonałam, jadącą ze mną, mamę i wyruszyłyśmy;) Po wielu przygodach- spóźniony o cztery godziny samolot, problemy z nocną komunikacją miejską i dogadaniem się, dotarłyśmy do pięknego mieszkania Judit. Była to wyjątkowa osoba, która nie mogąc za bardzo podróżować, postanowiła ułatwiać to innym. Jej 'kanapa' momentami była zajęta nawet co tydzień. Sama Judit z powodu natłoku pracy nie mogła poświęcić nam za dużo czasu, ale jeden wieczór przy winie wystarczył na ciekawe polsko- węgierskie dyskusje. Ups, bardzo się rozpisałam, dlatego teraz resztę opowiedzą zdjęcia.

1 komentarz: